sobota, 27 lipca 2013

Wakacje - Sierpień zmora studentów

Piękne słoneczne dni, upał tak wielki, że ludzie zostawiają pootwierane drzwi od domów licząc na przeciąg. Niestety to nie krajobraz Hiszpanii, ani Włoch. Najgorętsze lato mego życia to te kilka dni spędzonych w ponoć deszczowej i zimnej Anglii. Taka pogoda nie sprzyjała powodom, dla których byłem w Wielkiej Brytanii. Jak mówiłem, spotkała mnie typowa studencka sierpniowa randka z poprawką. Jej historia jest jednak dużo bardziej pouczająca niż standardowe: ucz się regularnie! Otóż na wyspach jest sesja ciągła, to znaczy że egzaminy, testy, bądź obowiązkowe praktyki mamy cały rok. Na koniec roku mamy sprawdziany końcowe, ale tylko z niektórych przedmiotów. Większość z testów w pierwszym semestrze mieliśmy rozwiązywać online, za pomocą naszych kont i specjalnego systemu. Byłem oczywiście sceptyczny co do tego i za każdym razem pytałem się wykładowców: Czy ten egzamin piszemy online? Zawsze słyszałem odpowiedź: Tak.
Również o ten konkretny sprawdzian się dopytywałem. Czy mamy go pisać ręcznie, w klasie, czy jest online. Odpowiedziano mi, że ten test będę pisał na komputerze. Odebrałem to jak dobrą monetę i wyjechałem do Polski na święta. Sam sprawdzian miał miejsce gdzieś w styczniu, więc nie zdążyłem wrócić na uczelnie gdy dostałem wiadomość że egzamin odbywa się w jakiejś tam sali na Uniwerku. No i tutaj dochodzą dodatkowe okoliczności. Mianowicie jestem dysfunkcyjny, jakkolwiek to brzmi. Oczywiście chodzi o dysleksje, dysgrafie, dyskalkulie i wszystkie inne „dysy”. Opinia na ten temat zapewniała mi przedłużony czas i możliwość pisania dłuższych prac na komputerze. Tak więc lektor, który udzielił mi odpowiedzi miał prawdopodobnie na myśli to, że mimo tego że to jest egzamin „papierowy” to i tak będę go pisał na komputerze. Tak więc to było moje Frycowe, zapłacone na poczet studiów. A jak już mówimy o pieniądzach, wszystkie poprawki na uniwersytecie są darmowe! Co więcej można 2 razy, a w niektórych przypadkach więcej razy poprawiać niezdany egzamin. Coś o czym Polscy studenci mogą tylko pomarzyć.
Ni mniej, wakacyjna atmosfera też mnie dopadła i w przerwach między treningami i nauką, wybrałem się do kilku ciekawych miejsc. Przede wszystkim pochłonęła mnie ogólno-miastowa akcja Gromita. Przez kilkanaście tygodni w całym mieście można odnaleźć figury tego animowanego zwierzaka. Są one rozmieszczone w specyficznych miejscach rozrywki i kultury, takich jak muzeum, akwarium, czy centrum miasta. Na pewno przyciągają uwagę, a broszurki umożliwiające odznaczenie każdego kolejnego zwierzaka umilają zwiedzanie. Poszukiwania zaciągnęły mnie do interaktywnego muzeum nauki, które naprawdę było bardzo interesujące i pouczające, wciągnęło mnie na około 6 godzin. Znajdowało się tam między innymi studium animacji, gdzie każdy mógł stworzyć własną krótkometrażową bajkę. Natomiast mnogość przykładów żywej nauki powalała mnie i angażowała dużo bardziej, niż szkolne wykłady na tematy fizyki, biologii czy chemii. Moim zdaniem takie instytucje powinny być obowiązkowym przystankiem wszystkich uczniów szkół podstawowych i gimnazjalnych.























Również olbrzymia katedra oraz muzeum historii naturalnej, również były imponujące. Budynek katedry ma już prawie 900lat i naprawdę jest imponujący.




















































To była jednak bardziej edukacyjna, pod wieloma względami mniej zabawna część zwiedzania. Moją uwagę przyciągały księgarnie i sklepy z elektroniką, gdzie ceny zbijały z nóg. Za dwa funty, można było kupić książki warte 40-50 zł. A nie wspomnę już o grach komputerowych czy na xboxa. Przy dobrych wiatrach za 25 funtów można się było okupić naprawdę dobrymi grami, które w Polsce są ze cztery razy droższe. Mimo takich zakupów, kulminacją wakacyjnych atrakcji była Balon Fiesta. Raz do roku w Bristolu odbywa się największy w Europie pokaz Balonów. Naprawdę zachwycający widok, gdy kilkanaście balonów, w najrozmaitszych kształtach wzlatuje w powietrze. Osobiście najbardziej polubiłem balon kształtem przypominający żółtego Miniona z bajki „Jak ukraść księżyc". Niestety z powodów atmosferycznych ostatecznie nie wzniósł się w powietrze. Oprócz balonów była cała masa różnych kolejek, automatów i straganów z nagrodami. Można było postradać fortunę na próbach wygrania pluszaków talonów i innych nagród.







































Ostatecznie jednak musiałem powrócić do żmudnej nauki. Egzamin jaki pozostał mi do napisania to Metodyka prawa. Coś nudniejszego od kilku godzinnego wykładu z biologii na temat macierzy mitochondrialnych, zwanych matrixami. Na szczęście pozostanie mi jeszcze nieco wakacji. 24 sierpnia planuje powrót w rodzime polskie strony i rozkoszowanie się czasem wolnym od nauki. Bo w końcu jako zawodnik nie mogę mieć tak długiej przerwy w treningach. 
Mam nadzieję, że zachęciłem Was do zwiedzania na pozór nudnych edukacyjnych placówek i oczywiście wybierania się na tak wspaniałe imprezy jak Balon Fiesta. Do następnego razu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz