wtorek, 18 czerwca 2013

Mistrzostwa Szkocji - Pierwsze koty za płoty

Glasgow to jedno z najbardziej znanych miast Szkocji. Chyba każdemu kojarzy się ono z uniwersytetem, bądź ze wspaniałą architekturą, która nie raz już była nagradzana. Jednak dla mnie, przynajmniej na 4 dni Glasgow stało się stolicą sportu, a przede wszystkim pływania. Zawody rozpoczęły się już 13 czerwca, jednak ja byłem zgłoszony tylko na dwa starty indywidualne więc na basenie pojawiłem się nieco później. Dlaczego tak wyszło? Po pierwsze można było startować tylko w konkurencjach w których zrobiło się limity, ja niestety nie startowałem w tym roku zbyt dużo więc mała ilość startów nie dziwi. Po drugie zaś, kasa. Hotelowe ceny nie należą do najniższych, a doliczając do tego wyżywienie i koszty podróży zebrała się całkiem spora sumka, którą starałem się pomniejszyć na wszelkie sposoby.

Tak, więc z całą drużyną wylądowaliśmy w czwartek 14 czerwca wieczorem i już następnego dnia byliśmy na zawodach. Obiekt był naprawdę imponujący. Oprócz 50 metrowego basenu z ruchomą ścianą, był jeszcze mały basenik do rozpływania po startach. Ogromne trybuny, elektroniczna tablica wyników i te wszechobecne kamery, śledzące nie tylko zawodników w wodzie. Jednym słowem atmosfera iście olimpijska. Co prawda do szczęścia zabrakło mi części rekreacyjnej, ale to chyba tylko mnie brakowało zjeżdżalni na których mógłbym bić regionalne rekordy prędkości.
W piątek nie startowałem, dlatego mogłem spokojnie poprzyglądać się zawodnikom, organizacji i generalnie „zapoznać się” z basenem. No i właśnie organizacja mnie powaliła. Nie wiem czy zawody w każdej dyscyplinie sportowej w Polsce są tak zdezorganizowane jak zawody pływackie, ale każdy pływak zna to ukłucie wściekłości gdy zawody znowu się przedłużają. Często nie miałem czasu by zjeść obiad między porannym blokiem eliminacji a finałami. Tutaj na Mistrzostwach Szkocji, rozwiązali ten problem bezbłędnie. Każdy dzień podzielony jest na trzy bloki. Pierwszy zaczyna się o 8.45 i staruje w nim pierwsze 5 najlepszych serii na każdym dystansie. Tak więc pierwszy blok nie trwa długo, maksymalnie do 12-12.30 a w jego czasie wyłaniają dwie serie finałowe. Drugi blok zaczyna się o 13.15 i bierze w nim udział cała reszta startujących zawodników. W tym czasie pływacy, którzy zakwalifikowali się do finałów mogą wrócić do hotelu, zjeść i odpocząć, bowiem blok finałowy rozpoczyna się dopiero o godzinie 17! Czy takie rozwiązanie nie jest idealne? Rankiem rozegrać najlepsze wyścigi, z których wyłonią się finaliści. Po południu cała reszta, a wieczorem finały... Tylko, że system zgłaszania pływaków na Mistrzostwa Polski nieco kuleje. Trenerzy mogą prawie dowolnie zmieniać czasy zawodników w czasie rejestracji, co by na pewno skutkowało pojawieniem się wielu słabych atletów w najlepszych seriach, tylko po to by w razie czego mogli skorzystać z dłuższego odpoczynku. Już uzyskanie jednego limitu pozwala na start w dowolnej liczbie startów, co na pewno też wprowadziłoby zamieszanie w takim systemie. To wszystko były jednak wolne przemyślenia, bo następnego dnia zaczynały się dla mnie zawody.
Pierwszy poważny start od dość długiego czasu, zaledwie 50 metrów a jednak. Przynajmniej 3 lata minęły odkąd ostatni raz startowałem w zawodach pływackich podobnej rangi. Nic więc dziwnego, że na powrót poczułem się jak żółtodziób zestresowany swoim pierwszym w życiu startem. Już na godzinę przed startem nie mogłem się uspokoić. Rozmyślałem nad techniką płynięcia, skokiem, pociągnięciem i jeszcze tysiącem innych rzeczy. Cały czas zdekoncentrowany i niepewny. Na 45 minut przed startem zacząłem się rozgrzewać i o dziwo to było to czego potrzebowałem. Rozciąganie, podskoki, wymachy ramion, takie standardowe, zakorzenione gdzieś w podświadomości ćwiczenia, o których wykonywaniu nie musiałem nawet myśleć, pozwoliły mi się skupić na tym co przy starcie najważniejsze. Dać z siebie wszystko, a na pewno będzie dobrze.
No i bum. Już po starcie. Tyle stresu i treningów tylko po to by niecałe 26 sekund pomęczyć się w wodzie. Ale co to za pół minuty! Na 50m delfinem osiągnąłem czas 0:25.91. Nie jest to jakiś fenomenalny czas na długim basenie, jednakże dla mnie liczy się poprawa jaka zaszła w ciągu zaledwie kilku miesięcy. W lutym na krótkim basenie miałem 0:26.64 a po 4 miesiącach treningów poprawiłem czas o około 2 sekundy! Zaokrąglam tak ponieważ czasy osiągane na długim basenie są gorsze niż te z 25metrowych pływalni. Tak więc, mimo kilku technicznych błędów start był całkiem udany. Oczywiście oddech przy ostatnim ruchu, czy też kosmiczna poza w czasie skoku, są elementami które koniecznie muszę poprawić, jednak pełen optymizmu czekam na kolejne starty. Jeszcze tego samego dnia wieczorem popłynęliśmy sztafetę 400 dowolnym. Nie nastawiałem się na nią zbytnio, ponieważ przygotowywałem się głownie do delfina. Jednakże uzyskałem czas 0:54 z hakiem, co w pełni mnie zadawała na ten moment. Chociaż lepiej by było gdybym osiągał takie czasy delfinem.
Ostatni dzień zawodów i 100 delfinem. Kiedyś jak pływałem dłuższe dystanse, stówa wydawała się relaksująca. Jednak teraz po tak długiej przerwie nieco się bałem o swoją wytrzymałość. Znowu dużo stresu no i wreszcie start. Mój rezultat to 0:58.53 i znowu nie jest to powalający czas. Wystarczył jednak by zakwalifikować się do finału A. W lutym na tym samym dystansie na krótkim basenie miałem czas 1:00.52. Czyli przenosząc to na realia długiego basenu poprawiłem czas o około 4 sekundy na 100m w przeciągu 5 miesięcy. To napawa optymizmem. Tym bardziej, że na finałach również poprawiłem czas uzyskując 0:58.49. Ostatnim moim startem było 100 metrów delfinem w sztafecie zmiennej. Jako drużyna na 400 zmiennym uzyskaliśmy czas 4:10.23.
Generalnie zawody zaliczam do udanych. Przede wszystkim pod względem startów, ale również atmosfery. Dla mnie to jednak nie koniec sezonu. Pozostały jeszcze jedne zawody, tym razem Mistrzostwa Polski w Płetwonurkowaniu, które rozegrają się od 21 do 22 czerwca. Zatem do usłyszenia!

1 komentarz:

  1. Czytając Twoje opisy, oglądając zdjęcia i filmiki, widać , że pływanie jest praktycznie Twoim życiem. Mógłbyś napisać kiedyś coś w rodzaju "Dlaczego zacząłem pływać" Chciałabym się dowiedzieć, co Cię do tego popchnęło. :)
    PS: Przepraszam, że tak Cię nękam, po prostu dawno nie spotkałam osoby, której sposób pisania i tematy postów, tak bardzo by mnie ujęły. Zainspirowałeś mnie. Dziękuję i Pozdrawiam. Aga. :)

    OdpowiedzUsuń